Z życia gimnazjalisto-licealisty

Prawdziwe historie odziane nutką wrodzonego krytycyzmu

Wczoraj odbyła się szkolna impreza, jak zwykle wiejska żenada. Wszędzie swąd kiełbasy i świeżo zrobionych bułek o konsystencji dorodnego głazu. Nadchodzi czas na taniec.

Wszędzie gorąco, pot się leje strumieniami. Niestety, antyperspirant to zbyt trudne słowo do wymówienia dla ekspedientki. Dziewczyny przyozdobiły swe tłuste cielska wdziankami z gazety. Naprawdę miło patrzeć jak ktoś spada na samo dno. Każdy wie jak jest na szkolnej zabawie, kilkaset kilo żywej chłopskiej masy stoi przy ścianach i miele cały czas coś przez swoje żółte zęby. Lecz najbardziej przytłacza widok dziewczyn przy ścianach! Toż to przez potną mgłę dojrzałem Rozalię w seledynowych pantoflach. Pomyślałem sobie, że sprawie dziewczynom przy ścianach radość pochwalenia się przed koleżankami, że tańczyły z kimś na imprezie. Jednak cały czas spoglądał na mnie wzrok kuli, w opiętej sukience. Kolejna piosenka grana przez człowieka orkiestrę wynajętego za dwie stówki. Myślę sobie, że nie odpuszczę sobie takiej okazji. Podszedłem do dorodnej kuli zwanej przez tambylców Magi. Wyciągnąłem rękę i spytałem „czy zechcesz ruszyć swoje mniemanie i zatańczyć”. Nigdy tego nie zapomnę, ten wzrok! Prosta linia lasera tuż z małych oczu zagłębionych w szerokiej czaszce cięła me wnętrzności. Wkońcu pociągnąłem ją za rękę. Dotknęła mnie jej nasycona rozkładającym się potem szeroka dłoń!

Ciąg dalszy nastąpi

0 Skomentuj ten post:

Współtwórcy




wszelka zbieżność osób i nazwisk jest przypadkowa



Poświęć nam parę sekund (dokładnie 2,7s)

Kliknij w reklamę poniżej. Nic Cię to nie kosztuje a dzięki temu utrzymuje się ten blog.

Dzięki dobra duszo! Bóg Ci to w dzieciach wynagrodzi :)